Ostrawa... Ostrava... Ostrau...
Kilka dni temu, z samego rana, Pan Mąż stwierdził , że się ubieramy, pakujemy kilka rzeczy i jedziemy! O_o
Tyle, że tylko on wiedział dokąd nogi i myśli go niosą :) Postanowiliśmy nie dociekać tylko spakować najpotrzebniejsze rzeczy i choć trochę naładować aparat.
Pan Mąż milczał kierując samochodem, my natomiast zajmowaliśmy czas oglądając i czytając książeczki :)
Pan Mąż milczał kierując samochodem, my natomiast zajmowaliśmy czas oglądając i czytając książeczki :)

Po dłuższym czasie byłam trochę zniecierpliwiona, kiedy już miałam wprost zapytać “gdzie nas facet wieziesz?!” :) to pojawił się na telefonie sms i przeczytałam informację, że witają nas Czechy :D
Pierwszym małym przystankiem był Bogumin… Bohumin…

oczywiście Niko sprawił, że planowany mały przystanek zmienił się w dłuuuższy ;) Postanowił zrobić nam “pa pa” i biec przed siebie :D



Na szczęście udało się złapać uciekiniera ;)
Usadowiliśmy się jeszcze na chwil parę w samochodzie i docelowo dotarliśmy do Ostrawy :)
Jak można się domyślić Plac Masaryka zwiedzaliśmy “w biegu” bo po co chodzić jak można biec ;)




Oczywiście nie mogliśmy zjeść obiadu jak normalna, spokojna rodzina :)
Jedliśmy z Panem Mężem na zmianę :) No bo przecież nie ma czasu na głupoty! Trzeba biegać! ;) Aby na chwilę ujarzmić dziecko swe, musiałam zapiąć go w wózku… Skąd dzieci mają tyle energii?! :)


Bieganie oczywiście sprawiło, że nikt nie miał na nic czasu :) nawet na zrobienie kilku zdjęć… on był po prostu wszędzie! :*
Na szczęście w drodze powrotnej zmęczenie wzięło górę ;)
Oby kolejna wycieczka był spokojniejsza :P

Komentarze
Prześlij komentarz